|
- Nie żartuję, będę chociaż z rodziną, chociaż zapomnę jak wyglądali umierając, chociaż uwolnię się od ciebie.
Zdjąłem okulary i rzuciłem nimi w ścianę, chciałem mieć w końcu trochę spokoju. To że jestem sam i zapewne ten stan rzeczy nie zmieni się przez najbliższy czas, bolało mnie teraz o wiele bardziej niż do tej pory, a to wszystko przez tego dupka, który wszedł do mojego mieszkania i mojej sypialni.
Offline
przelotny czytelnik
- Życie to świętość - mruknąłem, zaciskając pięści. - Nikt nie może tego kwestionować. Nigdy! - krzyknąłem nagle, wpatrując się w swoje palce. Straciłem nagle całą swoją energię, wigor i zapał, gdy przypomniałem sobie czasy, gdy sam chciałem ze sobą skończyć. - Nawet nie wiesz, o czym mówisz - dodałem spokojniej.
- A ty niby wiesz o czym mówię? Nie widziałeś śmierci moich rodziców, byłem na tylnym siedzeniu i pamiętam jeszcze dźwięk ich miażdżonych kości.
Wzdrygnąłem się, a łzy pociekły mi w końcu po policzkach. Nie chciałem już tłumić płaczu, nie miałem już na to siły.
Offline
przelotny czytelnik
- Miałem trzynaście lat. Moja matka... Była nieco bardziej uzdolniona ode mnie, bo... - skrzywiłem się, czując się nieswojo z udzielaniem tylu informacji obcemu. - Jestem hybrydą dwóch podgatunków. Moja matka uczyła mnie lewitacji. Nie była głupia, jednakże bardzo odważna i chciała pokazać mi możliwości. Podczas gdy ja zostałem na wysokości dwudziestu metrów nad ziemią, ona zaczęła się wzbijać wyżej i wyżej, aż stała się maleńką kropką na niebie... - zadrżałem, przywołując wspomnienia. - Potem ta kropka zaczęła się powiększać, jednak zdecydowanie za szybko... Mama uniosła się za wysoko, zabrakło jej tlenu i zemdlała. Miałem wtedy za słabą moc, żeby utrzymać jednocześnie siebie i złapać ją. Musiałem patrzeć, jak roztrzaskuje się na skałach dokładnie pod moimi stopami - zacisnąłem pięści jeszcze mocniej, wbijając sobie paznokcie w wnętrze dłoni. Zerwałem się z łóżka i pojawiłem przy oknie, spuszczając nisko głowę i patrząc na miasto w dole. - Nic nie wiem, tak? - szepnąłem. - Ty nie mogłeś nic poradzić. Ja mogłem uratować mamę, kosztem może złamanego kręgosłupa, który wyleczyliby mi w wiosce w godzinę. Ale bałem się własnego bólu.
- Ja się nie bałem bo nie mogłem nic poradzić na połamanych kilka kości. Tir wjechał w nasz samochód, zderzenie czołowe, cały przód został zmiażdżony, jak mnie wyjęli z wraku, byłem cały we krwi rodziców, nikt mi nie musiał mówić, ale w pewnym momencie złapałem się za włosy, jak poczułem coś miękkiego podsunąłem ręce pod oczy i zobaczyłem kawałek mózgu.
Nie mogłem się ruszyć, wspomnienia mnie sparaliżowały, tylko łzy spływały mi po policzkach i skapywały na kołdrę. Babcia pomogła mi się uspokoić po tym wypadku, ale po jej śmierci zupełnie się załamałem, niedawno wróciłem do siebie i zamieszkałem tutaj myśląc, że może kiedyś znajdę miłość, chociaż jest to mało prawdopodobne w moim przypadku.
Offline
przelotny czytelnik
- Niemniej nie wolno żartować w temacie życia - mruknąłem. - Życiem bawi się tylko Bóg, Budda, czy w co tam wierzysz - wymamrotałem pod nosem. - Człowiek nie może odbierać tej świętości. Nawet samemu sobie.
- To mnie nie spychaj z każdy słowem w stronę żyletki, gdyby nie ty to żyłbym nadal, w smutku i samotności, czekał na jakiś znak od tego co nad nami czuwa, może nawet bym się zakochał, ale nie, ty się pojawiłeś i zacząłeś uprzykrzać życie!
Usiadłem, przyciskając mocno misia do piersi. Miałem już dosyć jego światłych opinii, dla niego życie to świętość, dla mnie droga krzyżowa, która nie ma końca.
Offline
przelotny czytelnik
- A może ja jestem twoim znakiem? - zapytałem retorycznie, obracając się twarzą do chłopaka. - Od samego początku mówiłem ci, że niewiele czerpiesz z życia, nie znasz go naprawdę. Może i znasz ciemniejszą jego stronę - a co z zabawą? A co do ostatniego... Bawisz mnie - wzruszyłem ramionami. - Twoje reakcje są skrajne do bólu i świetną rozrywką jest przewidywanie, co zrobisz za chwilę - przechyliłem głowę na bok. - A może wcale tobie nie potrzeba miłości? Nienawiść to też jakieś gorące uczucie, prawda? A przecież mnie nienawidzisz. Chociaż z nienawiści dwa skoki do miłości, jak to mówią - uśmiechnąłem się pod nosem, wpadając powolutku w swój poprzedni nastrój.
- Wyjdź, jeszcze cię ładnie proszę, wyjdź. Nie wiesz czego mi trzeba i nigdy się nie dowiesz, następnym razem jak cię zobaczę, nie zareaguję na twoje zaczepki. Chcę znowu się zamknąć w swojej samotni.
Znowu się położyłem i przykryłem głowę poduszką, miałem go już dość i chciało mi się coraz bardziej spać. Miałem już dosyć jego obecności i zachowania. Wbiłem sobie w końcu paznokcie w przedramiona i rozciąłem skórę, z małych ranek pociekła krew, nie potrzebowałem nienawiści, tylko kogoś kto zajmie się mną i zamiast wyśmiewać się ze mnie, w końcu mnie wesprze.
Offline
przelotny czytelnik
- Nie, bo będzie mi się nudzić - wzruszyłem ponownie ramionami. - Gdybyś mnie nie zaczepił na początku, nawet bym nie wiedział, że istniejesz. Zacząłeś, to masz, jestem jak HIV, ode mnie się nie uwolnisz - powiedziałem. - Chyba, że mi się znudzi, w co wątpię - podszedłem do jego łóżka i usadowiłem się wygodnie, nie przejmując się prośbą gospodarza.
- Czy chęć pomocy to według ciebie zaczepianie?
Nie odsłaniałem twarzy, wręcz dociskałem poduszkę, żeby nie mógł mi jej zabrać. Miałem już dosyć wszystkiego, póki go nie poznałem, żyłem spokojnie, starając się zapomnieć, starając się po prostu o tym nie myśleć. Teraz jednak znów widziałem wszystko jakbym teraz siedział na tylnym siedzeniu samochodu. Chciałem zostać sam, chciałem się spokojnie wypłakać, ale nie mogłem na to liczyć, bo ten debil rozgościł się na moim łóżku i udawał głuchego.
Offline
przelotny czytelnik
- Nie wyglądałem, żebym tego potrzebował. Zresztą każdy normalny człowiek o zdrowych zmysłach gdyby zobaczył lewitujące pudełka, zapewne wybrałby się do psychologa, a nie zaczął wypytywać sąsiada, czy jest elfem - parsknąłem z cieniem śmiechu.
- O bycie elfem pytałem cię później, najpierw chciałem ci pomóc i nawet mówiłem, żebyś uważał.
Odwróciłem się do niego tyłem, miałem go dosyć i czułem, jak z każdą chwilą coraz bardziej chce mi się spać. Ten debil zmęczył mnie swoją "zabawą" a ja przez niego znowu muszę cierpieć, bo dopuściłem te wspomnienia do siebie.
Offline
przelotny czytelnik
Nie odpowiedziałem nic, rozłożyłem się tylko bardziej na jego łóżku. Może i nie miałem tu takich wygód jak u siebie, jednakże pozostanie tutaj było o wiele ciekawszą opcją. Zbierało się już na porę do spania i byłem ciekaw, co blondynek zrobi - spróbuje mnie wygonić, czy po prostu zaśnie? Jego dotychczasowe zachowanie podpadało mi bardziej pod pierwszą opcję. Umysłem "posprzątałem" u siebie - zgasiłem światło, zamknąłem drzwi, pozmywałem naczynia i wszystko było na tip top, mogłem w spokoju tutaj siedzieć - zapowiadała się ciekawa noc.
Usiadłem w końcu już spokojny, miałem tylko trochę spuchnięte oczy. Spojrzałem na elfa obojętnie.
- Sio sio.
Machnąłem na niego ręką jak na natrętnego zwierzaka i znów się położyłem ściskając mocno miśka. Jak chce tu siedzieć to niech siedzi, aż się w końcu znudzi. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby w końcu zasnąć, płacz mnie trochę zmęczył.
Offline